Jace is showing me the correct stance to be in when im fighting so that I can stay on my feet, but I guess im standing wrong and he goes and put his hand on my hips and sways my body in the right position and all I can do is stare into is eyes as he explains to me, I am so lost in his eyes all I can say is " uhh huh" and then he just laughs 2. Simon and Jace are both in love with Clary. 3. Clary just found out that she is a shadowhunter and is thrown into their world. 4. Clary's mom had a block placed on her daughter's mind so she Jace died, devastating Clary. Before Valentine could finalize his deal with the summoned Angel Raziel, Clary attacked and killed him and took from him the wish he had compelled from Raziel. What episode do Clary and Jace realize they aren't related? Shadowhunters: Clary Learns Jace Is Not Her Brother In Ep. 11 — Recap – Hollywood Life. Jace followed Clary with caution. Jace couldn't help but feel like Clary was more vulnerable than ever to danger. And every movement she made almost made Jace want to hold her and protect her. Clary finished her pancakes in under two minutes and sat back. "Geez, you were hungry." Jace teased. Clary slapped Jace lightly on the arm. Wylądowali w kuchni. Cała reszta już na nich tam czekała. jak dobrze być znów w domu.- powiedział Jace. Widać było, że naprawdę się cieszy z powrotu do Instytutu.-Zgadzam się z Tobą- podeszła do nich Isabelle z Alec'em. - A tak w ogóle , witaj w nowym domu Clary odezwał się Alec. No tak, zupełnie o tym zapomniała. Miała Vay Nhanh Fast Money. Rozdział 23 Spokój to dla nas coś obcego "To znajduje się w Twoich ustach i w Twoim pocałunku jest w Twoim dotyku i Twoich palcach. I jest we wszystkich tych rzeczach i tamtych rzeczach, które składają się na to, kim jesteś. A Twoje oczy są zniewalające." One Direction "Irresisible" - Hey wszystkim. - rzucił Simon wchodząc do kuchni razem z Izzy - Widzę, że humor znów ci dopisuje. - zauważyła Maryse widząc uśmiech córki - I będzie dopisywać już do końca życia. - zaśmiała się chowając dłoń - Czemu chowasz rękę ? - zapytał Robert widząc jej grę i uśmiech chłopaka - Bo musimy wam o czymś powiedzieć. - Simon wyjął jej rękę i pokazał pierścień na palcu dziewczyny - A dokładniej o tym, że Izzy jest już zajęta. - Jesteśmy zaręczeni. - dodała i cmoknęła ukochanego - Zgodziłaś się ? Jakże się cieszę! Moja córka znalazła sobie fantastycznego narzeczonego. - Maryse podeszła do córki, która wstała i ją przytuliła - Gratuluje. - przytuliła Simona. - Moja córeczka już na pewno założy złotą suknię. - zaśmiał się Robert tuląc ją i jej narzeczonego - No chłopie, udało ci się to, co nie udało się hordzie innych. - Jace klepnął Simona i uśmiechnął się - Tak ci gratuluję. - Clary wpadła w ramiona Izzy - A bałaś się, że z tobą chce zerwać. - zaśmiała się rudowłosa - A ty i wy wszyscy o wszystkim wiedzieliście i o niczym nie powiedzieliście. - rzuciła z wyrzutem czarnowłosa - Miała być niespodzianka, siostra. - Jace uniósł dłonie w obronnym geście i zaśmiał się - Za to Simon bał się, że powiesz "nie". - Clary przytuliła przyjaciela i zaśmiała się gdy uśmiechnął się lekko - Byłabym najgłupszą dziewczyną na świecie. - rzuciła i wtuliła się w narzeczonego - Isabelle Lewis, nawet pasuje. - Tak właściwie, mam jeszcze jedną niespodziankę. - Simon puścił ją i spojrzał w jej oczy - Nie zmieniasz nazwiska. Ja to robię. - wytłumaczył, a ona powoli wypuściła powietrze z płuc - Jak to ? - zapytała po chwili - Lewis nie jest nazwiskiem Nefilim. Lightwood jest. A że nie zmieniałem nazwiska, spytałem Jii, czy mógłbym przyjąć żony. Zgodziła się i tak oto pewne wspaniałe nazwisko raczej nie przepadnie szybko. - Isabelle i Simon Lightwood. - powiedział z uśmiechem Robert - Może być kochanie, czy chciałabyś inaczej..... - nie skończył, bo Łowczyni pocałowała go w usta - Jest dobrze, tak jak będzie, bo z tobą. - rzuciła i usiadła do stołu Emocje opadły, gdy komórka Clary zadzwoniła. Wyjęła ją z kieszeni i odebrała wstając od stołu i podchodząc do ściany opierając o nią plecy. - Tak Luke ? - spytała Po sekundzie włączyła głośnomówiący i podeszła do stołu - Powiesz co się dzieje ? - spytała, a na jej twarzy i głosie widać było zmartwienie - Magnus jest u nas. - usłyszeli lekko zniekształcony głos wilkołaka - Jocelyn chciała ci inaczej powiedzieć, ale nie chcemy czekać i powiedzieć ci od razu. - Co się dzieje ? - zapytała znów lekko podnosząc głos - Nie wiem jak to ująć, ale.... - trzeszczenie w telefonie zagłuszyło jego głos - Luke nic nie słychać. Czy ty jesteś przy drodze ? Luke! - krzyknęła w końcu do telefonu - To przez magię Magnusa. - usłyszeli po chwili - Właśnie teleportował się do mieszkania. - Nie mów mi o nim tylko powiedz co się stało. - rzuciła w końcu siadając i podbierając ręką głowę - No cóż... Będziesz starszą siostrą. - powiedział w końcu likantrop Słysząc to niemal zastygła w bezruchu z oczami wlepionymi w telefon. Jace patrzył na nią. Simon w telefon tak jak Izzy. Maryse i Robert spojrzeli na siebie i znów na telefon. - Jocelyn jest w ciąży ? - zapytała Maryse widząc, że Clary nie zdoła się upewnić - Magnus to potwierdził kilka minut temu. Jocelyn jest w ciąży. - słyszeć było dumę wilkołaka, ale też i lekki lęk - Będziecie mieli dziecko. - powiedziała w końcu Clary z uśmiechem na twarzy - Na to wychodzi. - odparł wilkołak - Clary, to może być dla ciebie dziwna sytuacja, ale... - Dziwna ? - zapytała - Raczej wspaniała. Tyle lat marzyłeś o ślubie z mamą, a teraz będziesz z nią mieć dziecko, a ja młodsze rodzeństwo. Jak mama ? Luke chyba nie spodziewał się takiej reakcji. Nastąpiła cisza. - Sama ci powie. - usłyszeli końcu - Wy wszyscy jesteście uparci jak osły. - usłyszeli głos Jocelyn. Chyba mówiła do Luka - Clary, słonko, chciałam ci inaczej powiedzieć, niż przez telefon, ale pewna osoba uparta jak muł. - zaśmiała się lekko w telefonie, to samo zrobili zebrani w kuchni wiedząc, że to przez wilkołaka, który znalazł się koło żony i albo szepnął jej coś do ucha, albo po prostu był przy niej - Chciała ci to przekazać od razu. - Rozumiem. Jak się czujesz ? - Dobrze, choć gdy ta myśl przeszła mi przez głowę nie mogłam uwierzyć. Kiedy Luke zobaczył, że coś jest nie tak, od razu poprosił Magnusa o wizytę i już muszę uwierzyć, że jestem w ciąży. - To fantastycznie. - Clary uśmiechała się - Mamo, to może nie jedź z nami do Wenecji ? Pamiętasz ? To już jutro. - Ach, no tak. - kiedy to powiedziała, jej córka wyobraziła sobie jak klepie się po czole - Zapomniałam, ale jadę. Może od razu wypatrzymy coś dla ciebie ? - Nie. - rzuciła szybko - To dzień Amaty. Ja suknie będę wybierać w styczniu. - Już to wiesz ? - zapytała przez telefon obecna ciężarna - Tak. Tak się umówiłam. - To jutro się zobaczymy. - chyba chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej śmiech - Luke nie da jej spokoju. - rzuciła Clary z uśmiechem - Będzie musiał. Jest w trzeciej ciąży. - zauważyła Maryse - Chodzi mi o jego nadopiekuńczość. - schowała telefon i zaniosła swoje naczynia do zmywarki - Już idziesz anielico ? - Jace szybko sprzątał swoje naczynia i wyszedł za nią Wszyscy się pouśmiechali. Teraz najczęściej tam gdzie była Clary był i Jace. Już nawet razem spali, a osobne sypialnie mieli tylko przez rzeczy. Lisiczka, którą Clary dostała również za nimi chodziła, choć czasami dawała im spokój, gdyż zasypiała w łóżku właścicielki. Następnego dnia Clary czekała w holu na Izzy. Siedziała na kanapie z Jace'em i po raz kolejny zastanawiali się nad propozycją Michaela. - Może zróbmy ślub u nich w rezydencji albo w naszej. - rzucił Jace - To decyzja. Chce im dziś powiedzieć. - siedziała na jego kolanach i po raz kolejny mówiła, że miejsce dla niej jest obojętne. Niestety Jace sądził tak samo mówiąc, że najważniejsza jest ceremonia i noc poślubna. - Nasza. - powiedział w końcu - Lepiej będę się czuł wiedząc, że za rogiem nie czai się horda wampirów. - A więc nasza. - oparła czoło o jego i musnęła jego wargi. Przypominało to dotyk motyla. - Clary, musimy już iść. - usłyszeli Izzy Niepośpiesznie zeszła z jego kolan. - Uważaj na siebie. - rzucił z uśmiechem wchodząc z nimi do windy - Idziemy na zakupy, nie na polowanie. - rzuciła jego siostra - Ona wszędzie wpadnie w kłopoty. - objął ją. Zapiął jej guziki od czarnego płaszcza i delikatnie włożył kaptur obszyty czarnym futrem. - Co racja, to racja. - rzuciła Łowczyni i wyszła z windy Wyszły na dwór. Wiał zimny wiatr. Pod kościół zajechała właśnie furgonetka Luka. Wilkołak wysiadł z niej i pomógł to zrobić Jocelyn. Według Clary nic się nie zmieniła. Była w czarnym płaszczu. Widać było czarne spodnie i również tego koloru kozaki. Wokół szyi miała biały szal. Na głowie miała kaptur obszyty również białym futerkiem. W ogóle nie widać było, że ta kobieta jest w trzeciej ciąży. "Ledwo pierwszy miesiąc." pomyślała. - Cześć mamo. - powiedziała wychodząc na przeciw i delikatnie ją przytulając. - Gratuluję. - Dziękuję. A teraz powiedz temu przewrażliwionemu wilkołakowi, że przy pierwszym miesiącu nie wymagam opieki jak osoba upośledzona. - wszyscy spojrzeli na Luka - Martwię się. - wzruszył ramionami - Bo nie wiem, czy powinnaś korzystać z Bramy w ciąży i to na tak daleki dystans. - Powiedz mu coś, bo... - Jocelyn spojrzała w jego oczy i od razu uśmiechnęła się łagodnie. Wtuliła się w niego i lekko ucałowała w polik - Wiem co robię. - powiedziała w końcu - Teraz jesteś w ciąży z wilkołakiem, nie z Nocnym Łowcą. - zaprzeczył jej mąż - Jaka jest różnica ? Przecież dziecko rodzi się Nefilim. - zaprzeczył Jace, który bez płaszcza stał w drzwiach - Ciąża niby jest trochę bardziej bolesna, ale jak na razie jest normalna. W dodatku donosiłam demona w moim dziecku, podczas powstania anioła, a półwilkołaka nie doniosę w normalniejszych warunkach ? - spojrzała na niego z wyrazem pytania na twarzy i w oczach - Ale teraz o początku jest nim. W dwóch poprzednich stawało się inne, a teraz się nie zmieni. - Luke starał się postawić na swoim wszystkimi sposobami - Gdybym cię teraz słuchała, leżałabym w łóżku i bardziej cierpiała niż myślisz, bo kręgosłup nie wytrzymał by obciążenia w postaci wód płodowych i samego dziecka. - odparła i opuściła jego ramiona - Clary otwórz Bramę, bo się spóźnimy, a mój kochany przewrażliwiony mąż pomimo moich protestów zabierze mnie do domu. Clary podeszła do muru. W kilka chwil powstała Brama. Jocelyn cmoknęła męża i podeszła do Bramy. Izzy również. Obie patrzyła jak Clary ogląda się za siebie. Uśmiechnęła się i podbiegła do Jace'a. Złapał ją i delikatnie podniósł złączając ich usta. - Idź. Napisz mi kiedy będziecie wracać to coś przygotuję. - szepnął opuszczając ją zimnymi ramionami - Idź pod koce. Przemarzłeś. - odpowiedziała i ruszyła ku Bramie. Uśmiechnął się gdy ją przeszły i zniknęły. We trzy wylądowały przed rezydencją wampirów. Było tu pięknie. Buki miały liście w różnych kolorach i już zaczynały zasypywać ścieżkę pomarańczowo-złoto-czerwonym dywanem z szeleszczących liści. Sam budynek wyglądał na zadbany, ale pusty. Nie zrażona Jocelyn weszła na ganek i zapukała kołatką w kształcie anioła. Otworzyła młoda wampirzyca ubrana w czarną suknię ozdobioną koronką i zapinaną pod szyją. Rękawy sukni były długie, z samej koronki, co pięknie kontrastowało z jej idealnie białą skórą. Jej blond włosy były rozpuszczone i swobodnie opadały na ramiona. Jej oczy były niebieskie i jakby blade. - Pani Jocelyn. - uśmiechnęła się nieznacznie i dygnęła. Przeniosła spojrzenie na Clary - Miło mi zobaczyć chrześnicę mojego pana w zdrowiu. - dygnęła jej - Witam panno Lighwood. - schyliła głowę patrząc na Izzy - Zapraszam. Córki mojej pani zaraz przyjdą do holu. - wpuściła je i wskazała kanapy na których usiadły - Za zgodą. - leciutko dygnęła i odeszła pełnym elegancji krokiem - Co to było ? - zapytała Izzy - Taka jest tu reguła. Wszystkie wampiry przyzwyczaiły się do rządów Michaela tak bardzo, że etykieta wniknęła im do zachowania. - odparła Jocelyn - Zaakceptowały takie rządy ? Nie wyobrażam sobie jak trudno było mu na początku. - Łatwiej niż myślisz. - usłyszała głos Amaty - Wiesz, wampiry lubią władzę, a że wraz z Michaelem do klanu przyszedł respekt innych wampirów i względna ochrona przed Nefilim. Szybko zapanował porządek taki, jaki jest do dziś. Szła koło Anastazji, Klary i Esme. Wszystkie wyglądały oszałamiająco. Najważniejsza dzisiejszego dnia Amata miała na sobie czarne leginsy i brzoskwiniową tunikę z czarnym połyskującym paskiem pod biustem. Na nadgarstku była dość gruba i mocna bransoleta koloru czarnego, a w uszach miała czarne kolczyki w kształcie skrzydeł. Na ramię miała zarzuconą białą torebkę. Czarne, pełne szpilki dopełniały stroju. Anastazja wyglądała delikatnie w ciemno kremowych spodniach i białej bluzce. Biżuteria była mniej delikatnym akcentem ubioru. Naszyjnik przypominał węża na szyi i Izzy pomyślała, że naprawdę tak jest, gdy zobaczyła złote zapięcie. Bransoletka był do zestawu : gruba, przypominała węża oplecionego na ręce. Jej szpiki również miała w tym samym guście : przypominające skórę węża. Torebka jednak była delikatna : kopertówka, ozdobiona pofałdowanym materiałem koloru kremowego. Klara szła w sukience koloru herbaty i czarnych balerinach. Jej jedyną biżuterią był długi naszyjnik ozdobiony różnymi kryształami i kamieniami w kolorach beżu i brązu. Esme szła w ubrana w odcieniach bieli, błękitu i szarości. Biała bluzka kontrastowała z szaro-błękitnym szalem wokół szyi. Ciemno błękitne spodnie wyglądały perfekcyjnie w kontraście do białych szpilek. Błękitne bransoletki ozdabiały nadgarstki i podkreślały jej niebieskie paznokcie. - To co ? Idziemy na zakupy ? - zapytała biorąc swój płaszcz Esme - Po to przyjechałyśmy. - zaśmiała się Izzy - Kto prowadzi ? - zapytała Anastazja - Na dwa samochody jedziemy, a ja prowadzę jeden. - odpowiedziała Klara bawiąc się kluczykami od samochodu z breloczkiem w postaci słońca połączonego z księżycem - Kto drugi ? - Jedziemy samochodami ? A nie brama czy coś w tym stylu ? - zapytała Izzy - No cóż kochana, nasz salon jest i dla Podziemnych panien młodych i Przyziemnych. - Anastazja wyjęła z miski klucze - Nawet nie wiesz ile dzięki temu potrafimy zarobić i ile pracowników możemy dzięki temu zatrudnić. Można powiedzieć, że rozwiązaliśmy w ten sposób bezrobocie w Podziemiu. - Całym ? - dopytała idąc za nią na zewnątrz - Zatrudniamy nawet wilkołaki. - rzuciła przez ramię - Jak się dzielimy ? - To może ja, Clary i Izzy z Klarą, a wy we trzy razem ? - zaproponowała Jocelyn - Dobrze. - rzuciła Anastazja Poszły razem za dom. Okazało się, że był za nim ogromny dziedziniec. Izzy zauważyła boksy dla ptaków, teraz otwarte i puste, plac zabaw dla dzieci z domkiem na drzewie, staw wokół, którego rozpościerał się romantyczny ogród z wierzbami płaczącym. Na uboczu stał długi parterowy budynek z wielkimi drzwiami i małymi oknami. Tam właśnie się skierowały. Anastazja otworzyła drzwi i zaprosiła ich gestem do środka. Okazało się, że była to wielka hala pełna samochodów i motorów. Izzy nie spodziewała się zobaczyć tak wielkiej różnorodności. Stały tam nowiutkie sportowe auta i motory, motocykle do motocrossa, samochody tak luksusowe, że aż biły po oczach pięknem. Stały też nieco starsze modele aut i motorów ale tak zachowane jakby nikt nimi nie jeździł. - Wow. Sporo aut. - skomentowała idąc za nimi koło rzędu połyskujących, wypolerowanych czterokołowych cacek - Mając kasę i możliwości skupujemy je. Klan też nimi jeździ, czasami. - odparła Esme. Łowczyni zobaczyła, jak spod auta, na desce z kołami wyjechał nie wampir, a wilkołak umazany olejem. Miał na sobie jeansowe spodnie na szelkach i popielatą bluzkę. Jego skóra była lekko opalona. Miał orzechowe włosy i zielone oczy. - Witam panie. - wstał i uśmiechnął się - Co do auta, wszystko z nim okey. Przegląd zaliczył na celujący. - popatrzył na czerwone sportowe auto i uśmiechnął się - Tak dbacie o auta, że przegląd to tylko na papierze musi przechodzić. - Miło to słyszeć Edwardzie. - powiedziała Esme z uśmiechem - Cieszę się, że tak szybko mogłeś przyjechać i jeszcze tu zrobić ten przegląd. - Nie ma sprawy dla stałych klientów. Powiem szczerze, że praca dla waszego klanu to już nie obowiązek, a przyjemność. - Dziękujemy. Idź do mojego ojca. On wypłaci ci należność. Jeszcze raz dziękujemy. - Esme patrzyła na auto - Zaraz pójdę, tylko się jeszcze wywoskuje i wypoleruje to cacko. Jutro przyjdę położyć lakier. Przy kole odprysł. - wskazał miejsce, gdzie lakier odpadł - Jesteś złotym mechanikiem. - skwitowała Esme i z uśmiechem odeszły do innych czarnych aut Izzy zauważyła na masce przytwierdzoną figurkę anielicy. Klara siadła za kółkiem. Jocelyn usiadała z przodu. Ona i Clary z tyłu. W drugim samochodzie na przodzie usiadła Amata, koło prowadzącej samochód Anastazji. Esme siadła z tyłu. Brunetka w ich samochodzie wyjęła komórkę i umieściła w plastikowej rączce, która trzymała go. Odebrała połączenie od Anastazji. - Jedziecie przodem ? - spytała odpalając auto - Okey. - usłyszały. Samochód obok ruszył i wyjechał z hali. Pojechały za nim. Izzy oparła się. Fotel w samochodzie był wyjątkowo wygodny i obity czarną skórą. Wyglądała przez okno. Dopiero teraz zrozumiała, że rezydencja wampirów była dwa, trzy kilometry oddalona od miasta. - A przy okazji, muszę wam o czymś powiedzieć. - Jocelyn zwróciła się do Klary i wampirzyc, które dalej były przy komórce - Co takiego ? - Klara spojrzała na nią i szybko znów odwróciła wzrok na drogę - Jestem w ciąży. - powiedziała delikatnie kładąc rękę na brzuchu - Zaczyna się drugi miesiąc. - Gratulacje. - usłyszały trzy wampirzyce przez telefon - Gratuluje. Jaki to szczęśliwy dzień dziś. - rzuciła Klara - Może powinnaś zostać w domu, a nie przyjeżdżać ? - Tak samo mówił Luke. - zaśmiała się - Jest dobrze. To będzie raczej moja najspokojniejsza ciąża. - Do trzech razy sztuka. - rzuciła Clary - Ciebie też pewnie będzie się to tyczyło. Jace już teraz mówi, że chce trójkę, czwórkę dzieci. - zauważyła Izzy - Raczej chodzi mu o sposób ich tworzenia. - zaśmiała się Amata w komórce - Nie tylko. - Clary patrzyła przez zaciemnione okno - Jemu nie tylko na tym zależy. On naprawdę chce być ojcem. - I pomyśleć, że wszystkie te zmiany przyszły z tobą. - Izzy spojrzała na nią - Gdyby nie ty to nawet przez myśl nie przeszła by mu myśl bycia ojcem, a poproszony o definicję dziecka pokazał by coś o rozmiarach dużego kota. - Możliwe. - rudowłosa uśmiechnęła się i wyjęła telefon z torebki - Jest niemożliwy. - podała z uśmiechem Izzy komórkę Łowczyni wzięła go i zobaczyła dwie wiadomości od Jace'a. Spojrzała na Clary. Skinęła głową. Otworzyła pierwszą. - Nie wpadłaś w kłopoty kochanie? XOXOX Jeśli nie wytrzymasz dzwoń, pójdę do Magnusa, otworzy mi Bramę i zabieram cię. - przeczytała uśmiechając się - Uwaga drugi SMS. Anielico, odpisz czy jesteś na miejscu, bo się martwię. A aaa i Perła też. Właśnie gryzie trampki, które Izzy kazała ci wyrzucić, a co schowałaś je w łazience. Poszły sznurówki. Moment... Nie martw się jednak. To buty Izzy. Masz zdjęcie. - Łowczyni spojrzała i oddała jej telefon. Faktycznie na zdjęciu były buty jej przyjaciółki - Zabije go. - warknęła - Daj mu spokój. Chce żebyśmy się spieszyły. - wzięła telefon i odpisała - Jesteśmy. - przerwała im Klara Hej Ludzi ! Jak tam ostatni piątek tego roku ? No i od razu ostatni post w tym roku, ale siii... Gdzie spędzacie Sylwester ? TVN, Polsat, TVP, a może z Andrzejem Dudą ? No dobra, nie ważne z kim ważne jak i pamiętajcie - Oby ten Sylwester zaczął wam wspaniały Nowy Rok. Rozdział 10 Sen "Budzisz mnie pocałunkiem Kończy się złyI kończy się zły Sen o przyszłości..." Sylwia Grzeszczak "Sen o przyszłości" - Michael, nie powinniśmy podejmować pochopnych decyzji - mruknęła zmęczona rudowłosa do komórki. - Jace zadzwonił do Aline, jest zbierana Rada. - Ona została porwana, a ty jesteś taka spokojna. Tak nie powinno być - stwierdził nagle jej ojciec chrzestny. - Wiesz, że... Że nie jestem sobą tak bardzo jakbym tego chciała. - To nie przez anielską krew Clary. Tak reagujesz, bo o tym wiedziałaś. Zdawałaś sobie sprawę, że coś takiego będzie miało miejsce i już przyzwyczaiłaś się do tej myśli tak bardzo, że... - Nie. Nie wiedziałam, że to Tobias. Gdybym wiedziała skręciłabym mu kark i spaliła w niebiańskim ogniu - wyszeptała patrząc na płomień świecy, który był jedynym źródłem światła w gabinecie. - Jutro jadę z Jace'em, Alec'iem Magnusem i Maią do Idrisu. Jedziesz ze mną ? - Nie mamy nowych dowodów, dobrze o tym wiesz. - Nie o to mi chodzi. Ty czytałeś o mnie i mojej córce prawie wszystkie czterowiersze Nostradamusa. Znasz je prawie na pamięć. Może coś sobie przypomnisz i będziemy mogli zaplanować kolejny krok. - Myślisz, że może to się udać ? Nie wiem, czy ktoś mógłby uwierzyć w to co mamy teraz do powiedzenia. To może się dla nich okazać zbyt skomplikowane. - Boisz się tego, że albo nas wyśmieją, albo zaczną uważać za zdrajców, bo wiedzieliśmy, że mogło dojść do czegoś takiego, a nie zareagowaliśmy ? Nie podzieliliśmy się naszymi obawami, czy spostrzeżeniami ? - Trochę. Wiesz Clary, my mimo wszystko dalej budzimy w nich lęk, gdyż nas nie rozumieją. Pomyśl, nawet Jace obawia się teraz co może się stać, mimo, że jest jednym z nas. - Bo my jesteśmy tymi... Umęczonymi wuju. Nasz los został spisany kiedy Michał zszedł na ziemię, a spełnienie losu wcześniejszego pieczętowało los poprzedniego. Jesteśmy stałymi punktami, którzy nawet nie mają wpływu na swój własny los. - Cóż, według mnie bycie stałym punktem jest okey. Przynajmniej nie zastanawiasz się nad przyszłością, tylko robisz to co, mówi twoje serce, twoja krew i wiesz, że świat nie zawali się przez to. Jesteś spokojniejszy i nie martwisz się tak. - Nie martwisz ? Cóż, nie zgadzam się z tym . Ja jestem kłębkiem zmartwień. Ja, Jace, wszyscy. - Nie mówię o obecnej sytuacji... Muszę kończyć Clary, zobaczymy się jutro. - Magnus otwiera Portal przed południem - wyszeptała, po czym się rozłączyła. Oparła czoło o dłoń i cicho zaczęła płakać. Kiedy zobaczyła, że jej łzy lekko się złociły uderzyła pięścią o stół i popatrzyła w niebo. On ją wołał coraz głośniej. Szła korytarzem. Słyszała tylko szelest swojej sukni i piór skrzydeł. Kiedy mijała lustro kątem oka zobaczyła, że za nią podążał cień. Jego cień. Nie zwracała na to wielkiej uwagi mimo to. Nie bała się. Miała dość potężny miecz u pasa, oraz była wystarczająco silna, by się go pozbyć. On jej nie zaatakuje. Zaczęła piąć się po kamiennych schodach na szczyt wieży. Magiczny kamień w jej dłoni jarzył się jasno, tak że sowa, która siedziała na gałęzi za oknem odwróciła się się i odleciała podrażniona mocnym blaskiem. Otworzyła drzwi do komnaty na szczycie wieży. W komnacie stały dwa trony. Pierwszy był z diamentu i kryształu. Jego oparcie było ukształtowane w dwa skrzydła, które zostały pozłocone. Na dole zostały przedstawione tarcze, a każda z nich miała namalowany złotą farbą herb Fairchildów. Drugi zaś był z czarnego marmuru. Był on mroczny i demoniczny, ozdobiony kością, czaszkami z kości słoniowej i marmuru, które stanowiły podstawę i demonicznych szponów, które wyłaniały się zza oparcia. Usiadła na tym pierwszym. Chwilę odczekała i zobaczyła jak przez drzwi przechodzi On. Lucyfer. Zmierzył ją wzrokiem. Widząc jej rozłożyste skrzydła zdziwił się lekko, po czym uśmiechnął się diabolicznie. Widać wiedział co ją czeka. Usiadł na swoim tronie. Położył jedną nogę na drugą, po czym oparł swoje łokcie na oparciach. Splótł swoje palce i położył na nich swój podbródek. Czuł się pewnie. - Gdzie moja córka ? - Gdzie jest Michał ? - odpowiedział pytaniem. - Otrzymałem od niego wiadomość o tym... Dziwnym spotkaniu. - Bo go o to poprosiłam. Nie wiem, co próbujesz osiągnąć, skoro wiesz, że jestem tu i jestem obecnie silniejsza od ciebie. - Jakoś nie ujawniłaś tego za mocno podczas bitwy. - Bitwy ? II Wojna to dla ciebie bitwa ? - Kolejna, słabo znacząca w dzisiejszym dniu. - Mało znacząca ? Bo zostałeś pokonany i poniżony ? - Gdybym chciał wygrać to by to zrobił. - To czemu tego nie zrobiłeś ? - Zgodziłem się na tę rozmowę, a wiesz czemu ? Bo chcę was poniżyć i pokazać jakimi głupcami jesteście. Bo wiem, że nic z tym nie zrobisz, bo umierasz. Bo wiem, że Michał również jest teraz słaby, bo stara się jak może, żeby opóźnić twój czas. Posłuchaj mnie dziecko - moc Archanielskiego Miecza jest moja. Odzyskaliście ten scyzoryk, ale to ja mam jego moc. Ja i tylko ja. Tworzę armię i nikt mnie nie powstrzyma. - Pokonam cię. Ja i moja rodzina. Ty zawsze będziesz słabszy... - Nie. Teraz już nie jestem. Nie z moją Nicole, moją Serafiną i Nicolasem, którego ty znasz jako Tobiasa. To moja rodzina, wiesz ? Teraz nie będzie ja kontra wy. Teraz będzie rodzina kontra rodzina, ród kontra ród, a to, że pokonaliście kilku książąt Piekła sprawiło, że ich królestwa są moje, wiesz ? Ich królestwa są ważniejsze niż ich demoniczne siły, bo te szuje mają w swoich pałac skarby o których nikomu by się nie śniło. Mroczną siłę, która zmiecie cię z powierzchni ziemi. Ty się bój mała, bo niedługo twoje skrzydła będą razem ze skrzydłami Michała wisieć nad moim tronem jako ozdoba. Trofeum. Clary zbudziła się oblana potem. To był tylko sen, ale był tak realistyczny. Micha znów chciał coś jej powiedzieć, ale co ? Przecież to niemożliwe, aby ona naprawdę prowadziła rozmowę z Lucyferem. Dlaczego jej to tak pokazał ? - Wszystko okey ? - usłyszała zmartwiony głos Jace'a. Jej mąż pogładził ją po plecach, po czym przytulił ją do siebie i pocałował w głowę. - Co ci się śniło ? - zapytał przykrywając ją kołdrą. - Że rozmawiam z Lucyferem. Powiedział mi o swoich planach, a przynajmniej o części. Chce stworzyć armię razem z Nicole. Widać, że ją zmanipulował, albo zastąpił nią swoją pierwszą ukochaną, przez którą został strącony do Piekieł. Powiedział, że zabrał część mocy Archanielskiego Miecza i ją trzyma. Dzięki niej może stworzyć naprawdę silną armię, której możemy nie pokonać. - Ale nie powiedział, gdzie jest nasza księżniczka ? - Nawet się o niej nie zająknął. Pytałam, ale on uniknął odpowiedzi. Jestem na siebie zła, bo... Bo nie wiem, co robić Jace. Nawet nie wiem, czy to tylko sen, czy to było realne, czy to Michał... Nie wiem. - Spokojnie kochanie. Każdy twój sen jest ważny i... - O tym nie możemy wspominać. - Dlaczego ? - Byłam w postaci anioła Jace. Nie chcę myśleć o tym, że umrę zanim odnajdę Alice. - Ciiii.... Znajdziemy ją zanim to się stanie, obiecuje - wyszeptał czuje ja obejmując. - Jace, boisz się ? - Czego kochanie ? - Śmierci. Umrzesz. Umrzesz razem ze mną, a z każdym dniem jesteśmy coraz bliżsi temu. - Każdy dzień przybliża nas do śmierci, bo każdy dzień sprawia, że się starzejemy, każdy dzień wystawia nas na kolejne próby, każdy dzień może przynieść nam śmierć. W teorii może nawet nie dożyjemy momentu, w którym to Michał nas zabierze, tylko umrzemy z innego powodu szybciej. - To nie odpowiedź na moje pytanie. - Nie boję się, bo wiem, że czeka na mnie Dom, w którym zobaczę znajome twarze. Mam nadzieję, że żyłem tak dobrze, by od razu dostać się do Domu i nie cierpieć na dole, no i mam nadzieję, że szybko cię zobaczę. - Wiesz, że prawie natychmiast ? W końcu umrzemy razem. A co do obaw o cierpienie - nie masz czego się bać. Gdybyś miał trafić na jakąś karę to było by już dawno. Ołtarze pojawiają się tylko dla osób nieskazitelnych, które są wzorem dla reszty. Ty masz swój ołtarz. - Razem z tobą aniele. - Ale jesteś. I to się liczy, bo to znaczy, że nie musimy się o nic bać kochanie. - Chyba, że chodzi o Alice, czy Destrukcję. - I Willa. - Nie. O niego akurat się nie boję. On jest dość dojrzały i wie, co trzeba będzie zrobić. On jest gotów na wszystko. Ma już swoją rodzinę, która stanowi dla niego siłę i źródło wiary. Will może już stanowić pełne podparcie dla swojego rodzeństwa. My możemy odejść spokojnie. AomineMidorima zapytał(a) o 20:55 Czy Jace i Clary (Dary Anioła) naprawdę są rodzeństwem? 0 ocen | na tak 0% 0 0 Tagi: dary anioła clary jace Rodzeństwo brat siostra Odpowiedz Odpowiedzi Kilook odpowiedział(a) o 21:10 nie 0 0 blocked odpowiedział(a) o 21:12 Z tego co wiem to tak było w książce. 0 0 führer odpowiedział(a) o 21:18 Przeczytaj książki to się dowiesz. 0 0 AomineMidorima odpowiedział(a) o 21:27: ni mam czasu :3 Uważasz, że ktoś się myli? lub "Tam gdzie jest wola, jest i droga, z resztą przepiękna Każda noc ma swój dzień, jak magicznie Jeżeli jest miłość w tym życiu - nie ma żadnych przeszkód, których nie dałoby się pokonać"Clary przeszła przez Bramę i znalazła się w pokoju. Zasłony były zasłonięte więc dużo nie widziała. Obok pojawił się Jace. Klasnął w dłonie. Zapaliło się czerwone światło. Zobaczyła duże łóżko na przeciw. Po prawej stronie były drzwi. Po lewej ściana z zasłoniętymi oknami i drzwiami na balkon, jak sądziła. Odwróciła się. Za nią były drzwi. Odgadła, że to łazienka. W kącie stała duża szafa. W drugim koło drzwi balkonowych stał narożnik i stolik. - Witam na naszym miesiącu miodowym. - szepnął Jace podchodząc do jej włosy na ramię i zaczął całować ją po karku. Jego dłonie od razu zaczęły sunąć po jej tali dalej odzianej w suknię. - Jeśli odpowiesz mi na jego pytanie. Czy ty przed chwilą powąchałeś moje włosy ? - I skórę. - powiedział i wtulił głowę w jej szyję - Odpowiedziałem. Mogę zająć się twoją suknią, a potem tobą ?- Mhm. - mruknęła i uśmiechnęła się. Jace delikatnie ją uniósł. Położył delikatnie na łóżku i zaczął zdejmować biżuterię. Pomagała mu. Całusy zajęły jej uwagę. Całował tak jak nigdy z pewną dożą tęsknoty, podziwu, miłości i czegoś czego nie potrafiła zdefiniować. To było wspaniałe. Poczuła jak jego dłonie wślizgują się pod nią i bawią się jej gorsetem. Przekręcił się i położył ją na sobie. Zaczął rozwiązywać gorset całując ją. Przejechał językiem po jej wardze. Pocałował kącik ust. W końcu suknia się poddała i przejechał ręką po jej plecach zahaczając dłonią o zapięcie jej stanika. Clary oparła się rękami o łóżko lekko się unosząc. Jace zsunął suknię i nawet delikatnie rzucił ją na krzesło. Ich wargi zderzyły się w mocnym i dynamicznym pocałunku. Przypominało to wybuch supernowej. Koszula Jace'a wylądowała na ziemi. Zaśmiał się, gdy jej palce zaczęły tańczyć po jego piersi gładząc wszystkie mięśnie. Jęknął w jej usta, gdy spodnie znalazły się na podłodze. Znów był nad nią. Odsunął się i objął ją wzrokiem. Podziwiał jej zaczerwienione policzki, zielone pełne miłości oczy, szybko unoszącą się teraz pierś. Jej kręcone rude włosy były rozrzucone na poduszce. Był to tak piękny widok. - Kocham cię. - powiedział i wsunął dłonie pod nią - Też cię kocham. - wyszeptała. Jej głos był lekko zachrypnięty. - Pamiętasz co mi obiecałaś ? Jeśli chcesz się wycofać z takiej obietnicy powiedz. - Z tej, że dziś pierwszy seks bez zabezpieczenia ? - zapytała i uśmiechnęła się zadziornie - Nie, chyba, że ty się boisz. - Nie widzisz jak tego pragnę ? - zapytał i zaczął całować jej szyje. Usłyszał jej cichy jęk gdy opiął jej stanik. Górna część bielizny wylądowała na podłodze. Jace spojrzał na żonę zdejmując jej majtki. Uśmiechała się leciutko. Pozbyła się reszty odzieży męża. - Ktoś jest chętny. - rzucił Jace i uśmiechną się - Jak ty nie, to koniec. - warknęła i zasłoniła się kołdrą - Clary nie bądź taka. - wsunął głowę w jej włosy i zaczął całować ją po szyi, gdy poczuł jej śmiech. - Jaka ? Twoja ? - zapytała. Obróciła się w jego ramionach. Ich krocza się otarły powodując cichy jęk Jace'a. Spojrzał w jej oczy. Były tak piękne, że mógłby się w nich zanurzyć. Te cudowne zielone oczy. Przejechał dłonią wzdłuż jej kręgosłupa i ucałował ją w linię szczęki śledząc ją i naznaczając gęsto swoimi pocałunkami. Jej dłonie delikatnie przejechały po jego karku. Pocałowała go. Nie był to delikatny pocałunek, a gorący, namiętny, odważny. Jace cicho jęknął w jej usta. - Mówiłem ci, że jesteś niesamowita ? - zapytał i zaczął całować w miejscu na szyi, gdzie był wyczuwalny puls. Wiedziała, że jutro będzie miała tam pokaźną malinkę. - Nie przypominam sobie tego teraz. - odpowiedziała i cichuteńko jęknęła gdy znów się otarli - Więc mówię ci to teraz. Jesteś niesamowita. - szepnął gdy Clary wygięła się w łuk przez jego pieszczoty - Kocham cię. Jesteś niesamowity, mężu. - szepnęła i zadrżała gdy pocałował ją w znamię gwiazdy. Odpłaciła się tym samym. Poczuła go. Jęknęli razem. Wbiła paznokcie w jego plecy. Istniał tylko on. Nic innego. Jego wargi, włosy łaskoczące policzki, dłonie, nos, skóra, zapach, członek. Nie potrafiła powstrzymać się od cichych jęków. Wiła się z rozkoszy gdy czuła jak jego prącie porusza się w niej. Jace czuł jaką daje rozkosz żonie. Sama myśl, że Clary jest teraz jego żoną, z którą jest właśnie na miesiącu miodowym sprawiała drżenie jego ciała. Fala przyjemności jakiej nie doznał w całym życiu przeszła przez niego. Widział, że Clary głęboko oddycha między ich pocałunkami, które teraz ustały. Dyszenie było nie do ukrycia. Jace pomyślał, że jeszcze nigdy tak nie dyszał, ani że Clary tak nie dyszała. Opadł na plecy koło żony łapiąc łapczywie powietrze. Spojrzał na nią. Leżała naga, nie okryta kołdrą i patrzyła na niego. Miała zarumienione policzki i rozmydlone oczy. Uśmiechnęła się do niego leciutko i przymknęła oczy. Złapała oddech i przyturlała się do niego. Położyła się na jego piersi. Otulił ją ramieniem i przykrył kołdrą. - Jestem wykończony kochanie. - wyszeptał i ucałował ją w głowę. Spojrzał w sufit i postarał się uspokoić oddech. Clary nic nie odpowiedziała ani nic nie zrobiła. Zdziwiło go to. Spojrzał na nią. Spokojnie spała na jego piersi. - Usnęłaś jak niemowlę kochanie. - wyszeptał i sam zasnął. Clary zbudziły pocałunki. Czuła znajome wargi na swoim ramieniu, policzkach, czole. Otworzyła oczy i zobaczyła płynne złoto w spojrzeniu ukochanego męża. Uśmiechnęła się na wspomnieniu wczorajszego dnia i wieczoru. - Witaj kochanie. - powiedziała i pocałowała go - Jak się spało ? - Z tobą ? Fantastycznie. Jeszcze nigdy nie przeżyłem takiego seksu jak wczoraj. - Doprawdy ? - zaśmiała się - Mhm. - potwierdził ocierając się nosem o jej nosek - Wiesz, co ? Wczoraj powinniśmy byli pójść pod prysznic po kochaniu. Czujesz jakie jest prześcieradło ? - Czuję. - mruknęła ocierając się nogą o nie. Było lepkie. - Gdzie w ogóle jesteśmy ? - W Wenecji, w hotelu należącym do przyjaciela Magnusa. Służba pokojowa zajmie się prześcieradłem. - mruknął Zaczął całować ją po szyi, karku, dekolcie, gdy usłyszeli pukanie. Zakryli się dokładnie kołdrą. - Proszę. - powiedział Jace zachrypniętym głosem Do pokoju weszła ubrana w kremową sukienkę pokojówka. Pchała przed sobą wózek z tacą przykrytą srebrną pokrywą. Weszła i spojrzała na nich. Opuściła wzrok. - Służba pokojowa. Mam śniadanie dla państwa. - powiedziała i postawiła tacę na stoliku. Zdjęła pokrywę. Po pokoju rozniósł się zapach tostów, kawy i jajecznicy. Clary zobaczyła jeszcze na wózku dzbanek z sokiem i dwie wysokie szklanki, które kobieta postawiła na stoliku razem z miodem i dżemem wiśniowym. Dwa talerze, widelce, noże, kubki na kawę i dzbanek z kawą. - Mamy jeszcze jedną prośbę. Gdy pójdziemy na spacer, proszę wymienić naszą pościel. - powiedział Jace - Oczywiście. Czy coś z nią nie tak ? Była brudna lub niewygodna ? - zapytała - Poprosimy o taką samą, a jak pani będzie ją wymieniać dowie się dlaczego. - odparł i cmoknął Clary, która milczała i leżała na jego piersi wybudzając się. - Oczywiście. Kiedy państwo wychodzą ? - W recepcji to zgłosimy. Nie znamy jeszcze dokładnej godziny. - odpowiedział i spojrzał na nią nieco chłodno - Dobrze proszę pana. Jeszcze jedno : wracają państwo na obiad bądź kolację do naszej hotelowej restauracji ? Jeśli tak to mogą państwo zamówić posiłek do pokoju. - Dziękujemy za informacje, ale raczej zjemy w której z restauracji w Wenecji. - powiedział i odprowadził ją wzrokiem, Gdy wyszła pokręcił głową - Natrętna. - skomentował wstając. Podał żonie szlafrok i sam założył podobny. Clary wstała i spojrzała na niego. Jace podszedł do okna i rozsunął zasłony. Spojrzał na nią i uśmiechnął się. Nagle coś zauważył na podłodze i sięgnął po to. Łowczyni zauważyła, że były to jej białe koronkowe majtki. Jej mąż wziął je do ręki i przyjrzał się koronce. Po chwili złożył je, ale nie oddał je Clary, ani nie rzucił do łazienki do kosza na brudy, aby zostały uprane w hotelowej pralni. Po prostu włożył je do swojej torby. - Co robisz ? - zapytała siadając na narożniku i nalewając im soku pomarańczowego - Zabieram twoje majtki. Stanik ci zostawię, bo wyglądasz w nim seksownie. - powiedział i usiadł koło niej - Czemu je zabierasz ? - zapytała ze zdziwieniem - Na pamiątkę pierwszej nocy z tobą jako żoną. - wyszeptał jej do ucha i pocałował ją - Przeszkadza ci to ? - Nie. - odpowiedziała i pocałowała go. Jocelyn obudziła się z bólem brzucha. Zbudziła Luke'a. Wilkołak zadzwonił do Magnusa, potem do Michaela. Dziękował, że na szczęście byli w Instytucie. Robert, Maryse, Simon i Izzy poderwali się i od razu powiadomili Cichych Braci. Jocelyn krzyknęła z bólu i odkryła kołdrę. Wody płodowe już odeszły. Po kilku minutach zjawił się Magnus. Chyba chciał się zdenerwować, gdy zobaczył co się działo. Powiadomił Catarinę i poprosił wilkołaka o wyjście z pokoju, bo zapowiadał się trudny poród. Luke niechętnie wyszedł z pokoju i bił się z samym sobą. Zastanawiał się czy zadzwonić do Clary, czy nie dzwonić. Walkę rozstrzygnął wampir, który pojawił się szybko dzięki Portalowi w rezydencji. - Luke, wyślij jej SMS-a. - poradził - Napisz, że poród się zaczął i że jest pod opieką. Dopisz, by się nie martwiła i żeby nic nie kombinowała z wcześniejszym przyjazdem. Albo nie. Napisz to do Jace'a. Będzie lepiej. - poklepał go i poszedł do rodzącej Nocnej Łowczyni Luke napisał SMS i wysłał go po dłuższej chwili zawahania. Po chwili przyszedł Robert i przyniósł mu szklankę wody. Maryse była w środku i pomagała przyjaciółce. Clary siedziała właśnie przy stoliku na świeżym powietrzu, należącym do kawiarni. Piła kawę i czekała na Jace'a, który poszedł coś załatwić. Miał zaraz przyjść. Rudowłosa więc czekała. Czuła na sobie spojrzenia wielu mężczyzn. Kilkoro siedziało przy stoliku obok i patrzyło na nią. Podeszli po chwili. - Można się przysiąść piękna ? - zapytał brunet. Był dość modnie ubrany. - Nie. Czekam na kogoś. - powiedziała odstawiając filiżankę z kawą - Na kogo, jeśli można wiedzieć ? - kontynuował chłopak - Na męża. - odpowiedziała Clary. Grupa chłopaków roześmiała się - Na męża ? Fajna wymówka ślicznotko. A teraz powiedz mi prawdę. Na kogo czekasz ? - zapytał opanowawszy śmiech - Na mnie. - usłyszała głos swojego anioła - Widać, że nie mogę spuścić z oczu mojej kochanej żony. Szedł z uśmiechem. Podszedł do niej i pocałował na widoku zaskoczonych mężczyzn. - To twoja dziewczyna ? - zapytał brunet - Żona idioto. Od wczoraj żona. - rzucił Jace. Odsunął jej krzesło i wziął pod rękę. Clary szybko dopiła kawę i zostawiła napiwek, dla kelnerki, która szybko posprzątała i z uśmiechem zobaczyła napiwek. - Gdzie byłeś ? - zapytała Clary - Załatwiłem nam kolację w dobrej włoskiej restauracji. Oprócz tego przejażdżka gondolą. - powiedział i ucałował ją w skroń - A ty zaczynasz bawić się w Izzy ? - Co ? - zapytała zaskoczona - Łamiesz serca chłopakom. Mam dla ciebie jeszcze jedną wiadomość, ale się nie martw. - przystanęli - Twoja mama zaczęła rodzić. Luke mi napisał. Jest u niej Michael, Magnus i Catarina. - Może powinniśmy do niej pojechać ? - zapytała zmartwiona Clary i spojrzała mu w oczy - Luke to przewidział. Zadzwoniłem do niego. Powiedział, że nie powinniśmy sobie zaprzątać tym głowy. Po wszystkim przyśle mi wiadomość i wyśle fotki. - Czemu nie napisał do mnie ? - zapytała zamyślona Clary - Bo jakby to zrobił, to ty od razu byś chciała wyrwać nas z naszego miodowego miesiąca i nawet bym cię nie uspokoił. Oni cię kochają i chcą być odpoczęła. Choć pochodzimy chwilę i pójdziemy na obiad. - objął ją i poszli podziwiając Wenecję - Luke. - wampir wychylił głowę z ich sypialni. Za nim pojawił się Brat Enoch. Wszystko w porządku. Możesz iść do żony. Ceremonię omówimy w odpowiednim momencie. Dobrze zrobiliście zostając w Instytucie. Jutro przyjdę i porozmawiamy o ceremonii. - powiedział Brat i odszedł Luke cicho wszedł do pokoju. Zobaczył jak Maryse zabiera zakrwawione prześcieradło. Nowe już było na łóżku. "Pewnie Magnus za pomocą magii to zrobił." pomyślał wilkołak. Nocna Łowczyni trzymała na rękach kogoś owiniętego w biały kocyk. - Luke. - usłyszał szept żony - Hej kochanie. Jak się czujesz ? - Dobrze. - powiedziała i spojrzała na malutką istotkę owiniętą w kocyk - To nasz synek. - Synek. - wyszeptał Luke i delikatnie usiadł na łóżku. Spojrzał na maluszka. Spał. Jasne delikatne kosmyki włosów były na jego główce. Dłoń delikatnie zaciśniętą w piąstkę miał ułożoną na kocyku. Był śliczny i uroczy. - Chcesz go potrzymać ? - zapytała Jocelyn. Luke wiedział, że jest wyczerpana. Wyciągnął ręce. - Daj mi go. - powiedział. - Trzymaj jedną rękę pod główką. - poleciła - Tak ? - zapytał - Mhm. - potwierdziła - Nie sądziłam nigdy, że zobaczę cię z naszym dzieckiem na rękach. Nie spodziewałam się, że po Clary zajdę jeszcze w ciążę. - powiedziała i otarła łzę wzruszenia - Trzeba nadać mu imię. - przypomniała - Może Jonathan ? - zapytał - Mamy już Jonathana. - powiedziała i zamyśliła się - Może na drugie Jonathan, a na pierwsze ? - Granwille ? Po dziadku ? - zapytał i westchnął gdy Jocelyn pokręciła głową - To może Richard Jonathan Garroway ? - zapytał - Pasuje. - powiedziała i oparła się o poduszki - Wyślij Clary zdjęcie. - poleciła wyciągając ręce po syna - Już. - powiedział i zrobił telefonem zdjęcie. Wysłał je Clary i uśmiechnął się - Pójdę po jakieś jedzenie dla ciebie. A potem położysz się spać jak nasz - Dobrze. - powiedziała i pocałowała synka w czoło - Nasz synek. - wyszeptała - Nie mogę uwierzyć. - powiedział wilkołak wychodząc - Ja też. - powiedziała kładąc synka koło siebie - Jest taki drobny. Luke uśmiechnął się i cicho zamknął drzwi. Clary właśnie ubierała się na kolację, gdy usłyszała sygnał SMS. Spojrzała na Jace'a. Jej mąż wziął telefon i uśmiechnął się. Podszedł do niej i pokazał jej zdjęcie. Była na nim Jocelyn i malutkie niemowlę. Jej matka trzymała je i patrzyła na nie czule. Fotka była podpisana : "To twój braciszek Richard Jonathan Garroway. Czyż nie słodki ?" Roześmiała się i popatrzyła na zdjęcie. - Jaki malutki. - powiedziała - Kiedyś ty tez będziesz tak trzymać nasze dziecko. - Jace przytulił ją i spojrzał na nią spojrzeniem pełnym czułości. - Chciałbyś ? - Mieć z tobą dziecko ? Nawet nie wiesz jak bardzo. - To nie tylko przyjemność. To również obowiązki. Bierzesz na siebie obowiązek za nowe życie. Wychowanie dziecka to nie takie proste zadanie. - Wiem, ale... Chciałbym czuć, że mam swoją rodzinę. Szczęśliwą, bezpieczną i własną. - Masz ją. Mnie, Izzy, Alec'a... - Nie o to mi chodzi. - rzucił - Są moją rodziną, ale chcę mieć rodzinę za którą będę odpowiedzialny. Moją. - Ja nią jestem. - powiedziała Clary - A za jakiś czas nasza rodzina się powiększy. - pocałowała go i uśmiechnęła się styczeń 2012 - Widziałeś gdzieś Clary ? - zapytał Jace - Nie. A ty Izzy ? - Simon spojrzał na Łowcę, który pokręcił głową - Ostatnio Clary zachowuje się dziwnie. Unika mnie, nie chce powiedzieć o co chodzi i nie daje się całować nawet w łóżku. - Wasze życie seksualne to wasz problem, ale masz rację. Dziwnie się zachowuje. Myślisz, że coś się stało ? - Nie wiem. Ja nie mogę jej stracić. Ani jej, ani naszego uczucia. Ja to muszę jakoś uratować. - Co uratować ? - usłyszeli Luke'a. Wilkołak szedł korytarzem. Na rękach trzymał małego Richarda. Maluch miał już 7 miesięcy. Jego zielone oczy skrzyły się radością gdy zobaczył kogoś znajomego, nawet gdy widział swojego brata kilka tygodni po urodzeniu uśmiechał się. Jego brązowe dziecinne loczki miały identyczny kolor do włosów wilkołaka. Nos miał identyczny do Jocelyn. Zaczął się śmiać, gdy ich zobaczył. - Moje małżeństwo. Clary mnie unika i nie chce ze mną o tym rozmawiać. Dziś gdzieś pojechała i nic nie wiem, martwię się, nie wiem co robić. - rozłożył ręce i spojrzał na Luke'a - Ona jest w bibliotece z Jocelyn. Mówiła, że była w Wenecji u Michaela. Jace nie odpowiedział, tylko niemal pobiegł do biblioteki. Wpadł do niej lekko zdyszany. Zobaczył, że na fotelu siedziała Clary. Obok była jej matka. Izzy siedziała na podłodze na przeciwko nich. Jego żona popatrzyła na niego zdziwiona, a potem blado się uśmiechnęła. Izzy wstała i coś do niej szepnęła, tak samo jak Jocelyn i wyszły rzucając mu "Cześć Jace". Chłopak podszedł do żony i usiadł na podłodze. - Gdzie byłaś ? - zapytał bez krzty złości - W Wenecji u Michaela. - odpowiedziała patrząc na niego - Po co ? - Musiałam się upewnić. - odpowiedziała i westchnęła - I się upewniłam. - Clary co się dzieje. Powiedz mi. Proszę. - ujął ją za dłonie. Spojrzała na niego. - Zaczyna się drugi miesiąc. - powiedziała - Jestem w drugim miesiącu ciąży. Jace zamarł. Clary jest w ciąży. Jego żona jest w ciąży. Będą mieli dziecko. Ich dziecko. I przez to tak się zachowywała ? - Nosisz moje dziecko ? - zapytał nie wiedząc co powiedzieć - Tak. - szepnęła i łezka popłynęła jej po policzku - Jestem z tobą w ciąży. - Na Anioła, Clary. - usiadł obok i przytulił ją do siebie. Przesiadła się na jego kolana. Jace przytulił ją i pogładził po włosach. Drugą rękę położył na jej brzuchu i zaczął go delikatnie gładzić. Pocałował jej skroń i uśmiechnął się. - Nawet nie wiesz jaki jestem szczęśliwy. Będziemy mieli dziecko. Nie cieszysz się ? - Bałam się jak zareagujesz. - przyznała i uśmiechnęła się - Chciałeś mieć dziecko, ale nie miałam pojęcia jak zareagujesz gdy to będzie tak realne. - Kocham cię jeszcze bardziej, choć myślałem że to niemożliwe. Dasz mi dziecko. Powiększymy rodzinę. Jestem po prostu przeszczęśliwy. Dajesz mi tyle szczęścia aniele. - westchnął - Nie wierzę. Będę miał z tobą dziecko. Jesteś dla mnie za dobra dając mi taki skarb. - Ty też. W końcu sama bym nie zaszłą w ciążę. - zaśmiała się - Kocham cię. - Ja ciebie też. Będziemy mieli dziecko. Choć do nich. Clary wstała. Jace również i objął ją. Poszli szukać reszty. Jak się okazało byli w kuchni. Brakowało tylko Jocelyn i młodszego brata Clary. Izzy siedziała koło Simona i piła herbatę. - Gdzie mama ? - spytała Clary - Maluszkiem się zajmuje. - rzucił Luke - Coś się stało ? - Wyjaśniliśmy jedną sprawę. - powiedział Jace i uśmiechnął się kładąc dłonie na brzuchu Clary - Jestem w ciąży. Michael to potwierdził, a raczej jego przyjaciółka ze szpitala, czarownica. Zaczyna się drugi miesiąc. - powiedziała i uśmiechnęła się - Wygląda na to, że oprócz ojca zostaniesz dziadkiem Luke. - A zostaje wujkiem. - podsumował Simon - Ty i Izzy też. - rzucił Jace - Ciekawe jak Magnus będzie się czuł jako wujek. - mruknął chłopak i uśmiechnął się - I to będzie dopiero nowina. Jace Herondale będzie ojcem. - ucałował w ramię Clary i uśmiechnął się. - Spodziewaliście się ? - No ja się spodziewałam, że gdyby nie gumki to byś miał sporo dzieciaków. - rzuciła Izzy i uśmiechnęła się - Wiecie już kto będzie ojcem chrzestnym i mamą chrzestną ? - Nie bój się jeszcze nie, ale jak coś to ci powiemy. - odparł Jace i odsunął żonie krzesło - Zrobić ci herbaty zielonej ? - Jace, kobieta w ciąży nie powinna pić takich używek. - rzuciła Maryse i postawiła przed Clary szklankę soku jabłkowego - I nie możesz teraz chodzić na polowania. - dodała - Michael już mi mówił o tym. - rzuciła i napiła się soku - Będziesz musiał chodzić beze mnie. - Nie będę chodził wcale. - rzucił Jace i oparł ręce o oparcie jej krzesła - Nie opuszczę cię, żebyś się martwiła zamiast spać i w ogóle. Nie wiem, czy będziesz na siebie uważać i wolę być koło ciebie. - Powiedziałaś im ? - do kuchni weszła Jocelyn. Jej malutki synek roześmiał się widząc siostrę i wyciągnął rączki w jej stronę. Clary wstała i podeszłą do matki. był zachwycony gdy siostra wzięła go na ręce. Siadła na krześle i posadziła go na kolanach. Maluszek zaczął bawić się jej włosami, po czym zainteresował się dwoma pierścieniami Morgensternów. Wszyscy zobaczyli, że bardziej interesował się podniszczonym sygnetem starszego brata, niż starym Jace'a. - Clary, tak właściwie nigdy nie powiedziałaś skąd wzięłaś ten sygnet Jonathana. - zauważyła Izzy - Po prostu kiedyś pojechała do Idrisu. Odwiedziłam wtedy jezioro Lyn. Kiedy usiadłam na plaży. Wspominałam to co się wydarzyło i fala wyrzuciła sygnet. Od razu rozpoznałam sygnet Jonathana. Wzięłam go. - Myślisz, że to anioły specjalnie wyrzuciły pierścień ? Innego wyjaśnienia nie mam. - zauważył Luke - Pewnie tak. - potwierdziła Clary - Co ? Polubiłeś sygnet swojego brata ? - zapytała młodszego brata, który patrzył na sygnet jak na cud świata - Mamo, kiedy dorośnie powiesz mu o Valentinie i Sebastianie ? - Planuje mu o tym powiedzieć, ale chce byś ty i Jonathan stali się dla niego rodzeństwem. Nie chce by uważał się za innego, tylko dlatego że ma innego biologicznego ojca niż wy. - Tylko biologicznego. - zauważył Simon - W końcu i Clary, i Jonathan uważają za ojca Luke'a. - Sam nie wiem jak to się stało, że Clary stała się moją córką, a Jonathan synem. Po prostu tak się stało. - mruknął Luke przytulają lekko żonę - I dobrze. - zauważył Jace. - A wy powiecie swojemu dziecku o nich ? - zapytał Robert patrząc na małżeństwo Herondale - Powiemy. - powiedziała po chwili ciszy Clary - Nie wiem, czy to będzie dobry pomysł. Pomyśl. Dowie się, że jego matka przyczyniła się do śmierci ojca i brata. - Clary westchnęła to słysząc - Valentine nie był moim ojcem. - rzuciła - Przecież o tym wiesz. Szczerze ? Ze wszystkich trzech ojców jakich miałam w życiu : jeden fikcyjny, jeden prawdziwy i jeden biologiczny najlepszym był Luke, a potem fikcyjny. Najgorszym jakiego miałam był Valentine. A co do brata, zabiłam demona, tak jak ty. - uśmiechnęła się blado do brata - Powiemy naszemu dziecku prawdę. Nie chce by ktoś mu o tym powiedział i miał do nas żal. Nie popełnię błędu mamy. - Dobrze. - powiedział Jace i uśmiechnął się - Wiem jedno już teraz. I i nasze dziecko będzie z nas dumne. - westchnął - Już nie mogę się doczekać aż je przytulę. - Clary się zaśmiała - Jeszcze osiem miesięcy. Nasze dziecko przytulisz we wrześniu. - Jakoś wytrzymam. - powiedział i ucałował żonę - Z dzieckiem na rękach ci słodko. - przyznał Leżała w łóżku. Jace brał prysznic. Gdy tak leżała gładziła się po brzuchu. Wyszedł z łazienki. Uśmiechnął się. Położył się koło niej i odkrył ją kołdrę. Podciągnął jej koszulkę nocną do góry i ułożył głowę koło jej nagiego brzucha. Pocałował go kilka razy i zaczął gładzić ją po nim. - Kocham cię. Kocham nasze nienarodzone dziecko. - wyszeptał - Wiem. - wsunęła palce w jego włosy i zaczęła je przeczesywać - Zamierzasz tak spać ? - Nie wiem. - powiedział i poprawił jej koszulę i odkrył kołdrą - Jak myślisz ? - Jesteś nieprzewidywalny. Nie próbuje przewidzieć, ale sądzę że nie będziesz tak spać. - Będę spać jeszcze normalnie. Jak będzie większy, tak. - odpowiedział i przytulił do siebie żonę. Usnęli. ...i będzie ich jeszcze więcej, bo planuję II księgę. No kochani, już myśleliście, że skończę tą historię ? Niedoczekanie wasze. Ten blog to moja pasja i powód do dumy, a mam go kończyć ? W dodatku te wasze komentarze o tym bym nie kończyła, bo cytuję " Jak co najmniej raz na dzień nie wejdę na ten blog, to wariuje. Chyba zwariuje, jeśli zakończysz tego bloga." lub "No, kochana,co ja jeszcze mogę powiedzieć? Ave atque vale? Nie, to nie wypali. Tu pojawi się jeszcze Epilog a poza tym, jak mam nadzieję, to nie będzie ostateczne "Żegnaj". Prawda???" albo "Błagam nie kończ pisać. Błagam niech będzie księga II. Nie wytrzymam nie czytając twoich opowiadań nie rób nam tego i nie kończ pisać." No to do piątku i początku II księgi kochani :* Wasza Clarissa Adele Morgenstern.

jace i clary w ciąży